29 marca 2012

88 400 sekund

Dokładnie tyle czasu potrzebował T-Mobile, by po wczorajszej konferencji Play przedstawić swoją kontr-ofertę. Jeżeli ktokolwiek z Was pracuje czy pracował w międzynarodowej korporacji, zrozumie, że jest to czas zaiste rekordowy. Jeżeli tą korporacją jest operator telekomunikacyjny – to już współczuje swoim kolegom po fachu, którzy właśnie ją wprowadzają w życie.
Czy oferty „No Limit” w ogóle są potrzebne i czy przyjmą się na rynku? Nie wiem. I prawdopodobnie nie wie tego żaden z autorów „Formuła 4.0” czy „T-Mobile frii”. Jørgen Bang-Jensen – prezes Play – ocenia, że w Polsce 5 milionów osób ma rachunki wyższe niż 80 zł. Z kolei Grzegorz Bors – członek zarządu T-Mobile - ocenia, że taka oferta może być atrakcyjna dla 500 tysięcy abonentów. Wbrew pozorom oba szacunki mogą być słuszne. Każdy z nas, oprócz abonamentu czy rachunków za rozmowy głosowe, płaci dodatkowo za usługi dodane, ekstra pakiet transmisji danych, roaming czy SMS-y Premium Rate. Więc 80 zł „w rozmowach” może np. stanowić połowę faktycznej należności.
Osobiście bardziej przychylam się do mniejszej liczby, chociaż można sądzić, że zapotrzebowanie na taką taryfę może sięgnąć miliona osób. To ci, którzy do tej pory oszczędzali, mieli różnego typu pakiety w telefonii stacjonarnej dla łączności z rodziną, a komórkę – dla przyjaciółek ;-) Teraz – w optymistycznym przypadku za 79+7 zł mają całą Polskę w zasięgu słuchawki, nawet kosztem likwidacji np. telefonu stacjonarnego. Tu występuje niewielka przewaga T-Mobile, bo za kolejne (niestety kolejne!) 5 zł można numer stacjonarny przenieść na kartę SIM i korzystać z niego w domu.
Dlaczego obie oferty są praktycznie takie same? Bo jak mówi popularna reklama „jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać”. Pierwszy tego typu eksperyment jest obarczony ryzykiem. Obie oferty są nieomal kopią francuskiego Free, ale kopią niedoskonałą. Nie odpowiadając na ruch Playa, T-Mobile z góry stawiałby się na pozycji przegranej. Odpowiadając całkowicie symetrycznie, niewiele ryzykuje, a na pewno mniej traci. Przecież obie oferty są głównie nastawione na ściągnięcie do siebie klientów innych sieci.
Ale o jednej rzeczy zapomniano. Dwójka pozostałych graczy – Orange i Plus, sprzedają nieomal wyłącznie telefony zablokowane na swoją sieć. Play i T-Mobile nie – zakupiony tu telefon będzie działać w każdej sieci. Więc te przenosiny nie muszą być aż tak bezbolesne…

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"Orange i Plus, sprzedają nieomal wyłącznie telefony zablokowane na swoją sieć."
To już było ćwiczone przez PeTeCe w ramach akcji http://www.telepolis.pl/news.php?id=2227