23 lutego 2012

Internet vs TV

Po 24 godzinach od uruchomienia Najbardziej Opiniotwórczego Portalu widać, że chyba to nie jest to, na co wszyscy czekali. Tematyka, pominąwszy parówki, jest taka sobie. Poziom – różny, najczęściej mierny. Układ strony głównej nie zachwycił chyba nikogo, za wyjątkiem jego twórców, a brak jakiejkolwiek redakcji tekstów wali po oczach.
Co dziwne, są w polskim Internecie miejsca, które – przy podobnej (chociaż nie takiej samej!) formule jakoś dają sobie radę: wpolityce.pl, salon24.pl czy nowy ekran.pl. Tak się jednak złożyło, że te portale/agregatory są kojarzone z tzw. prawicą. Słowo tzw. jest tu bardzo istotne, bowiem zwolenników prezesa Jarosława (i jego samego) osobiście nie traktuję jako prawicę. Z kolei Tomasz Lis jest kojarzony bez wątpienia z obecną partią rządzącą (tu brakuje mi określenia, nawet zwyczajowego, do której strony politycznej tę formację zaliczyć).
Te tzw. prawicowe media internetowe powstały jako reakcja na fakt, że najważniejsze media, czyli telewizje stoją (zdaniem tzw. prawicy) po stronie partii rządzącej. Tyczy to się przede wszystkim TVN-u (ze szczególnym uwzględnieniem TVN24), ale i Polsatowi tzw. prawicowcy nie odpuszczają. O telewizji państwowej, zwanej dla niepoznaki publiczną, nie ma w ogóle co mówić, bo – jak każdy łup wojenny – średnio co 4 lata przechodzi z rąk do rąk.
Przypomniało mi się, jak kilkanaście lat temu, gdy premierem był Jerzy Buzek, tzw. prawica próbowała zbudować własną telewizję. Do pracy (a w zasadzie do finansowania) zaprzęgnięto oczywiście Orlen, KGHM, PSE i PZU. Plątał się tam jeszcze Prokom, ale dość szybko zmądrzał i się wycofał z interesu, a suma spalonych pieniędzy sięgała coś koło 200 mln zł.
I tak mi się skojarzyło – może po prostu jest tak, że jedna strona nie umie w telewizji, a druga w Internecie? Albo inaczej – odbiorcom kojarzonym z jedną stroną wystarczy telewizja, a z drugą Internet? Chociaż biorąc pod uwagę ostatnie przepychanki o multipleks, niczego nie można być pewnym ;-)

09 lutego 2012

Etyka w biznesie

Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie VECTRA w ramach akcji upsellingowej czyli, po polsku, jeleniu - kup jeszcze coś od nas.
Pan zaoferował upgrade łącza (z 16 do 24 Mbps) i internet mobilny (tu na wszelki wypadek nie podał danych). Zgodnie z prawdą stwierdziłem, że kolejna karta SIM jest mi na bambus, pewnie mam ich więcej, niż Vectra w magazynie :-P
No to pan zamienił mi internet przenośny na telefon stacjonarny z 300 minutami (na wszelki wypadek też nie powiedział dokąd te minuty mają działać) miesięcznie. Znowu padła odpowiedź o bambusie.
Więc chciał mnie kupić inną drogą i zaproponował PVR (mam :-) i to wszystko w cenie 119,90 zł miesięcznie. I żebym natychmiast się zgodził. Odpowiedziałem, że muszę zerknąć w papiery i że takich decyzji nie podejmuję wtedy, gdy na mnie ktoś naciska :-)
Kolejny seans namawiania wyznaczyliśmy sobie na jutrzejszy wieczór. Teraz sięgnąłem do papierów. Fucktura za obecne usługi przedstawia się następująco:
- TV 20 zł
- internet 30 zł
- PVR 19,90 zł
Total, jakby nie liczyć, wychodzi 69,90. Czyli za przyspieszenie łącza o 50% mam zapłacić złotych polskich 50 - 167% więcej.
Z utęsknieniem czekam na jutrzejszy wieczór. Chyba zrobię pogadankę o etyce w biznesie :-P

05 lutego 2012

Jutrzejsze spotkanie będzie testem przyzwoitości

Najpierw cytat: „Burdel macie siostry w tym Archeo”.

Jeżeli ktoś, kto chce uchodzić za poważnego partnera, zaprasza dyskutantów/przeciwników w piątek po 17:00 na poniedziałek na 14:00, wiedz, że coś się dzieje…

Jeżeli na liście zaproszonych organizacji/instytucji/przedsiębiorców Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji umieszcza Ministerstwo Infrastruktury (zlikwidowane w dniu powołania tegoż MAiC), wiedz, że coś się dzieje…

Jeżeli większość osób, które swoim dorobkiem (a nie pyskowaniem w telewizorze) dowiodły tego, że słowo „Internet” nie jest im obce, rezygnuje z udziału w medialnym show premiera, wiedz, że coś się dzieje…
Jeżeli MAiC widząc ostracyzm, robi łapankę, czyli zaprasza sto kolejnych osób, które same się zgłoszą, wiedz, że coś się dzieje…

Jeżeli formularz do wpisywania zgłoszenia wysyła dane osobowe czystym, nieszyfrowanym tekstem (a GIODO na Facebooku pisze, że „słabo”), wiedz, że coś się dzieje…

Jeżeli ważna osoba pisze na Facebooku, że „telewizja będzie na pewno kręcić spoty do Wiadomości. Może uda się pozdrowić rodzinę i znajomych albo przynajmniej pomachać :P Na więcej chyba nie ma co liczyć”, wiedz, że coś się dzieje…

Strasznie jestem ciekawy, JAK się to dalej potoczy…

02 lutego 2012

G(ie) G(ie)


Oficjalny komunikat mówi, że:

Kultowa polska marka internetowa zmienia nazwę i logo

GG – to nowa oficjalna nazwa popularnego komunikatora Gadu-Gadu. Tym skrótem już od dawna określa się potocznie najbardziej znany nad Wisłą program do internetowych pogawędek, ale tym razem zwrot „GG” zyskał miano oficjalnej nazwy. Wraz z nim światło ujrzało nowe logo. Pojawi się ono w najbliższej wersji aplikacji.

Przyznam się, że jako osoba żyjąca na styku świata realnego i świata marketingowego, nie do końca rozumiem sens zmiany nazwy „kultowej marki”, podobnie jak wiele lat temu nie rozumiałem sensu uśmiercenia nazwy CPN. No, ale to nie mój sęk i nie moje deski. Ktoś się napracował przy prezentacjach PowerPoincie, odniósł sukces (przekonał zarząd i akcjonariuszy), jest więc SUKCES.

Z drugiej strony zastanowiłem się nad samym komunikatorem, dzięki któremu Gadu Gadu, przepraszam GG, zrobiło swojego czasu karierę. I doszedłem do wniosku, że w erze Facebooka, Twittera i iMessage z Gadu Gadu, przepraszam GG, korzystam bardzo rzadko.

W zasadzie większość znajomych, z którymi utrzymuję w miare bliskie kontakty, ma konto na Facebooku i właśnie cukierkowy Messenger pełni podstawowe funkcje komunikacji. iMessage dostępny jedynie na applowskiej platformie iOS-a to drugi co do częstości używania sposób komunikacji. A GG? Owszem, mam. Ostatnio dokonałem downgrade’u, bo najnowsza superhiper wersja zatykała mój wypasiony wielordzeniowy procesor. Podobno jest przygotowywana nowa wersja, ale… who cares?

Dokładnie tak samo było ze Skypem. Konto Skype założyłem w pierwszych dniach działania usługi, w czasie pracy w Onecie był to urzędowo nakazany sposób komunikacji wewnętrznej, a teraz… Skype śpi sobie spokojnie w systemowym trayu i czeka, aż go ktoś obudzi. Może, kiedyś.

Prawdopodobnie przez następnych kilka lat będę utrzymywał sześciocyfrowy numer GG na tej samej zasadzie, jak pielęgnuję numer stacjonarny, „przydzielony” mi dwadzieścia lat temu przez Telekomunikację Polską. Od tej pory przewędrował przez kilku operatorów i ostatecznie wylądował w low-costowym VoIp-ie. Czasem ktoś zadzwoni. Zwykle telemarketerzy.

Pewnie przy kolejnej reinstalacji systemu Windows 12,5 dojdę do wniosku, że nie warto instalować zbędnych programów…