Była sobie aplikacja na androida - Mobile WiFi. Napisana przez Huawei do obsługi routerów mobilnych. Ponieważ mam takie, więc zainstalowałem ją sobie i czasem uruchamiam, w miarę potrzeby.
Kilka tygodni temu Mobile WiFi zmieniło nazwę na HiLink. WTF? Co wspólnego ma protokół obsługi modemu USB z routerem? Marketoidzi zadziałali? Miałem problemy, żeby ją znaleźć, bo nazwa nie była dla mnie oczywista, ale trudno.
We wtorek byłem na imprezie Antywebu i w jej trakcie zauważyłem, że telefon gaśnie w oczach.
Zużycie baterii wyniosło jakieś 30% na godzinę! Dopiero po dłuższej chwili zobaczyłem dlaczego. Otóż wspomniane HiLink uruchomiło się samo (!) i zaczęło żreć baterię. Moją baterię!
Skończyło się tym, że telefon zgasł i nawet nie mogłem zamówić taksówki ;-(
Huawei. Robicie to źle! Bardzo źle.
21 listopada 2014
16 listopada 2014
Kolejowe wybory
Teza, że wszyscy informatycy rządowi zostali „wysłani na odcinek” Państwowej Komisji Wyborczej zdaje się potwierdzać patrząc na to, co dziś zafundowały swoim pasażerom wcale nie rządowe PKP.
Od północy trwa totalne zamieszanie z systemem internetowej sprzedaży biletów Intercity. Na stronie głównej wisi komunikat, że sklep zamknięty bo nieczynny, i żeby pasażerowie nie zawracali głowy, tylko szli karnie do kasy, odstali swoje w kolejce i zapłacili tyle, ile muszą.
Co prawda od soboty miała ruszyć sprzedaż biletów na słynne Pendolino, w cenach ulgowych. Oczywiście to też nie działa, a złośliwi twierdzą, że nie „też” ale „dlatego”. Że kolejowi informatycy dosypując bilety do systemu rezerwacji coś tam nacisnęli nie tak i cały system poszedł wp…
Specjalni wysłannicy donoszą, że w kasach analogowych wcale nie jest lepiej, a na dworcach (tam, gdzie cokolwiek słychać) pojawia się komunikat „Ze względu na brak systemu prosimy o nabywanie biletów bezpośrednio u konduktora bez dodatkowych opłat”.
Zagwozdkę mają teraz pasażerowie, którzy już dawno kupili sobie bilet na dziś, chcieliby go wydrukować i pojechać. Też się nie da. Krótko przed południem na facebookowej stronie (chciałoby się napisać funpejdżu) Intercity zawisła informacja, że tacy nieszczęśnicy mogą śmiało wsiadać do wagonów z dowodem osobistym w zębach, zajmować miejsca, a konduktorzy przy kontroli biletów dadzą sobie radę. Co prawda, jak to w takich przypadkach bywa, nie wiedzą o tym sami konduktorzy, ale to już jest szczegół. Drugim szczegółem jest to, że informacja ta wisi tylko na Facebooku. Na głównej stronie serwisu biletowego cisza.
Disclaimer: tak, oczywiście wiem, że PKP, PKP Intercity i PKP Informatyka to zupełnie oddzielne, niezależne i samorządne firmy. I wcale nie rządowe :-)
Ale nic mnie to nie obchodzi.
Od północy trwa totalne zamieszanie z systemem internetowej sprzedaży biletów Intercity. Na stronie głównej wisi komunikat, że sklep zamknięty bo nieczynny, i żeby pasażerowie nie zawracali głowy, tylko szli karnie do kasy, odstali swoje w kolejce i zapłacili tyle, ile muszą.
Co prawda od soboty miała ruszyć sprzedaż biletów na słynne Pendolino, w cenach ulgowych. Oczywiście to też nie działa, a złośliwi twierdzą, że nie „też” ale „dlatego”. Że kolejowi informatycy dosypując bilety do systemu rezerwacji coś tam nacisnęli nie tak i cały system poszedł wp…
Specjalni wysłannicy donoszą, że w kasach analogowych wcale nie jest lepiej, a na dworcach (tam, gdzie cokolwiek słychać) pojawia się komunikat „Ze względu na brak systemu prosimy o nabywanie biletów bezpośrednio u konduktora bez dodatkowych opłat”.
Zagwozdkę mają teraz pasażerowie, którzy już dawno kupili sobie bilet na dziś, chcieliby go wydrukować i pojechać. Też się nie da. Krótko przed południem na facebookowej stronie (chciałoby się napisać funpejdżu) Intercity zawisła informacja, że tacy nieszczęśnicy mogą śmiało wsiadać do wagonów z dowodem osobistym w zębach, zajmować miejsca, a konduktorzy przy kontroli biletów dadzą sobie radę. Co prawda, jak to w takich przypadkach bywa, nie wiedzą o tym sami konduktorzy, ale to już jest szczegół. Drugim szczegółem jest to, że informacja ta wisi tylko na Facebooku. Na głównej stronie serwisu biletowego cisza.
Disclaimer: tak, oczywiście wiem, że PKP, PKP Intercity i PKP Informatyka to zupełnie oddzielne, niezależne i samorządne firmy. I wcale nie rządowe :-)
Ale nic mnie to nie obchodzi.
21 października 2014
Ramka Kusznierewicza
Całkowicie znienacka pojawił się dziś w Internetach projekt zoom.me Mateusza Kusznierewicza. Ramka na zdjęcia z podłączeniem do internetu, z możliwością przesłania zdjęć na wskazany adres.
Wielcy polskich Internetów zdissowali pomysł błyskawicznie. „Za te pieniądze można mieć tablet” – mówią jedni. „Przecież to wszystko jest na smartfonie” – mówią drudzy.
Mam przed oczami swoją teściową, rocznik 1936. Mieszka ponad 200 km od Warszawy. Cała jej rodzina mieszka w Warszawie: syn z synową, córka z zięciem (to ja), trzech wnuczków i jeden prawnuczek. Czasem zadzwonimy. Dwa razy w roku, na święta wielkanocne i Wigilię ściągamy ją do siebie. Kilka lat temu myślałem o takim rozwiązaniu, żeby każdy z nas, dysponujący smartfonem, mógł jej wysłać zdjęcie. I żeby ona mogła je obejrzeć. W elektronicznej ramce do zdjęć czy na telewizorze, obojętne. Żeby mogła zobaczyć, jak żyją jej wnuki (na tzw. swoim, w końcu wszyscy są pełnoletni), jak rośnie jej prawnuczek. Ale na ówczesny stan techniki ten problem był nierozwiązywalny.
I podobno teraz można. Tak przynajmniej twierdzi Kusznierewicz. I dlatego, dopóki jego produkt nie pojawi się na rynku, i nie będzie można go sprawdzić, będę hejtował hejterów. Hejterów, którzy oceniają świat według swojego postrzegania. Teściowa nie weźmie do ręki tabletu (sprawdzone), nie odpali poczty w smarfonie.
Nie, bo nie. Bo to nie jest jej świat.
Wielcy polskich Internetów zdissowali pomysł błyskawicznie. „Za te pieniądze można mieć tablet” – mówią jedni. „Przecież to wszystko jest na smartfonie” – mówią drudzy.
Mam przed oczami swoją teściową, rocznik 1936. Mieszka ponad 200 km od Warszawy. Cała jej rodzina mieszka w Warszawie: syn z synową, córka z zięciem (to ja), trzech wnuczków i jeden prawnuczek. Czasem zadzwonimy. Dwa razy w roku, na święta wielkanocne i Wigilię ściągamy ją do siebie. Kilka lat temu myślałem o takim rozwiązaniu, żeby każdy z nas, dysponujący smartfonem, mógł jej wysłać zdjęcie. I żeby ona mogła je obejrzeć. W elektronicznej ramce do zdjęć czy na telewizorze, obojętne. Żeby mogła zobaczyć, jak żyją jej wnuki (na tzw. swoim, w końcu wszyscy są pełnoletni), jak rośnie jej prawnuczek. Ale na ówczesny stan techniki ten problem był nierozwiązywalny.
I podobno teraz można. Tak przynajmniej twierdzi Kusznierewicz. I dlatego, dopóki jego produkt nie pojawi się na rynku, i nie będzie można go sprawdzić, będę hejtował hejterów. Hejterów, którzy oceniają świat według swojego postrzegania. Teściowa nie weźmie do ręki tabletu (sprawdzone), nie odpali poczty w smarfonie.
Nie, bo nie. Bo to nie jest jej świat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)