Po 24 godzinach od uruchomienia Najbardziej Opiniotwórczego Portalu widać, że chyba to nie jest to, na co wszyscy czekali. Tematyka, pominąwszy parówki, jest taka sobie. Poziom – różny, najczęściej mierny. Układ strony głównej nie zachwycił chyba nikogo, za wyjątkiem jego twórców, a brak jakiejkolwiek redakcji tekstów wali po oczach.
Co dziwne, są w polskim Internecie miejsca, które – przy podobnej (chociaż nie takiej samej!) formule jakoś dają sobie radę: wpolityce.pl, salon24.pl czy nowy ekran.pl. Tak się jednak złożyło, że te portale/agregatory są kojarzone z tzw. prawicą. Słowo tzw. jest tu bardzo istotne, bowiem zwolenników prezesa Jarosława (i jego samego) osobiście nie traktuję jako prawicę. Z kolei Tomasz Lis jest kojarzony bez wątpienia z obecną partią rządzącą (tu brakuje mi określenia, nawet zwyczajowego, do której strony politycznej tę formację zaliczyć).
Te tzw. prawicowe media internetowe powstały jako reakcja na fakt, że najważniejsze media, czyli telewizje stoją (zdaniem tzw. prawicy) po stronie partii rządzącej. Tyczy to się przede wszystkim TVN-u (ze szczególnym uwzględnieniem TVN24), ale i Polsatowi tzw. prawicowcy nie odpuszczają. O telewizji państwowej, zwanej dla niepoznaki publiczną, nie ma w ogóle co mówić, bo – jak każdy łup wojenny – średnio co 4 lata przechodzi z rąk do rąk.
Przypomniało mi się, jak kilkanaście lat temu, gdy premierem był Jerzy Buzek, tzw. prawica próbowała zbudować własną telewizję. Do pracy (a w zasadzie do finansowania) zaprzęgnięto oczywiście Orlen, KGHM, PSE i PZU. Plątał się tam jeszcze Prokom, ale dość szybko zmądrzał i się wycofał z interesu, a suma spalonych pieniędzy sięgała coś koło 200 mln zł.
I tak mi się skojarzyło – może po prostu jest tak, że jedna strona nie umie w telewizji, a druga w Internecie? Albo inaczej – odbiorcom kojarzonym z jedną stroną wystarczy telewizja, a z drugą Internet? Chociaż biorąc pod uwagę ostatnie przepychanki o multipleks, niczego nie można być pewnym ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz