Teza, że wszyscy informatycy rządowi zostali „wysłani na odcinek” Państwowej Komisji Wyborczej zdaje się potwierdzać patrząc na to, co dziś zafundowały swoim pasażerom wcale nie rządowe PKP.
Od północy trwa totalne zamieszanie z systemem internetowej sprzedaży biletów Intercity. Na stronie głównej wisi komunikat, że sklep zamknięty bo nieczynny, i żeby pasażerowie nie zawracali głowy, tylko szli karnie do kasy, odstali swoje w kolejce i zapłacili tyle, ile muszą.
Co prawda od soboty miała ruszyć sprzedaż biletów na słynne Pendolino, w cenach ulgowych. Oczywiście to też nie działa, a złośliwi twierdzą, że nie „też” ale „dlatego”. Że kolejowi informatycy dosypując bilety do systemu rezerwacji coś tam nacisnęli nie tak i cały system poszedł wp…
Specjalni wysłannicy donoszą, że w kasach analogowych wcale nie jest lepiej, a na dworcach (tam, gdzie cokolwiek słychać) pojawia się komunikat „Ze względu na brak systemu prosimy o nabywanie biletów bezpośrednio u konduktora bez dodatkowych opłat”.
Zagwozdkę mają teraz pasażerowie, którzy już dawno kupili sobie bilet na dziś, chcieliby go wydrukować i pojechać. Też się nie da. Krótko przed południem na facebookowej stronie (chciałoby się napisać funpejdżu) Intercity zawisła informacja, że tacy nieszczęśnicy mogą śmiało wsiadać do wagonów z dowodem osobistym w zębach, zajmować miejsca, a konduktorzy przy kontroli biletów dadzą sobie radę. Co prawda, jak to w takich przypadkach bywa, nie wiedzą o tym sami konduktorzy, ale to już jest szczegół. Drugim szczegółem jest to, że informacja ta wisi tylko na Facebooku. Na głównej stronie serwisu biletowego cisza.
Disclaimer: tak, oczywiście wiem, że PKP, PKP Intercity i PKP Informatyka to zupełnie oddzielne, niezależne i samorządne firmy. I wcale nie rządowe :-)
Ale nic mnie to nie obchodzi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz