27 stycznia 2010

...i przed obrońcami chroń mnie, Panie...

Dlaczego mój rząd, rząd mojego państwa, zmusza mnie do obrony pedofilów i hackerów? Dlaczego "przypadkowe społeczeństwo" trzeba prowadzić za rączkę?
Od lat zastanawiam się, co powoduje, że normalny człowiek, którego przypadek posadził "na urzędzie", nabiera właściwości Głosiciela Jedynej Prawdy.
Dlaczego moje rządy (kolejne, bo nie zależy to od tego, czy rząd jest czerwony, czarny czy niebieski) i wybrani przeze mnie posłowie (wg kolorystyki jak wyżej) wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre i przed czym należy mnie zdecydowanie bronić za moje pieniądze. Lata temu mój rząd zdecydował, że będzie chronił moje zdrowie i życie i kazał mi kupować samochody z pasami bezpieczeństwa. Inny rząd bronił mojego bezpieczeństwa, likwidując zieloną strzałkę. Rząd dba o to, co jemy, zmuszając nas do wchłaniania coraz większej ilości chemicznych utrwalaczy i polepszaczy, bo bez nich żywność nie ma prawa legalnie pojawić się w sklepach.
Obecnie na tapecie mamy między innymi zakaz sprzedaży elektronicznych papierosów, które nie szkodzą mojemu zdrowiu, ale szkodzą budżetowi państwa (akcyza) i producentom innych papierosów. Inny Głosiciel będzie mnie bronił przed solarium. Przykładów takich jest coraz więcej, a ich liczba wykładniczo wzrasta tak szybko, jak szybko kończy się kolejna kadencja parlamentu.
Ostatnio mój rząd broni mnie przed hazardem, ale głownie tym w internecie, czyli tym, który nie podlega polskiemu fiskusowi. Czuję się zawiedziony, że w tym samym projekcie ustawy rząd nie broni mnie przez międzynarodowym terroryzmem, czyhającym w internecie. Przecież bez żadnych problemów mogę tam znaleźć na przykład przepis na zrobienie bomby, w tym atomowej.
Sam terroryzm ma duży udział w profilaktyce rządowo-sejmowej wielu krajów. Mało kto pamięta, że wprowadzona (na mocy walki z terroryzmem) możliwość zakłócania łączności w telefonii komórkowej była w Polsce użyta raz: do zakłócenia telefonów pielęgniarek, chcących zapewne wysadzić się w powietrze, razem ze scieżką rowerową na której stacjonowały ich uzbrojone oddziały.
Pomysł blokowania stron, które w jakiś sposób naruszają wybrane paragrafy Kodeksu Karnego jest mniej więcej podobny pomysłowi, by zlikwidować linię autobusową, w której grasują kieszonkowcy. Tak mogą nas okraść, a po likwidacji,nie mieliby gdzie. To, że z autobusów przeniosą się gdzie indziej, pomysłodawców nie boli, bo przecież oni są od autobusów, a nie od tego, by ludziom lepiej się powodziło i by czuli się bezpieczniej.
O tym, jak pojemny jest zapis o cenzurze internetu, świadczyć może upór szefa pewnej agencji rządowej, który kilkukrotnie wymuszał na inicjatorze ustawy wpisanie tam terroryzmu i godzeniu w sojusze polityczne czy wojskowe. W końcu ABW wie najlepiej, kto co pisze i mówi.
Mój znajomy, pracujący od kilku lat w administracji rządowej, po usłyszeniu pomysłu na cenzurę internetu, był łaskaw powiedzieć co następuje: pomysłodawców należałoby w trybie natychmiastowym zwolnić z pracy z dożywotnim zakazem pełnienia jakichkolwiek funkcji związanych z administracją czy stanowiskami wybieralnymi. Oni po prostu nie rozumieją, czym jest demokracja, czym jest służba Państwu i społeczeństwu.
Czego Państwu i sobie życzę...

1 komentarz:

Szyba pisze...

To ja tylko tytułem komentarzu link podeślę...
http://netto.blox.pl/2010/01/preczscenzuro.html